piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział Drugi.

*Louis*
Nalałem wody do czajnika i wstawiłem na małym gazie. Było krótko po 9, a Harry wciąż spał. Odetchnąłem ciężko, wspominając wczorajszą akcje na balkonie. Umarłbym ze wstydu, gdyby się okazało, że któryś z moich sąsiadów to widział. Co prawda wiedzą oni o mojej... Inności, ale mimo wszystko TAKICH rzeczy nie robi się publicznie. Z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos.
- Już nie śpisz? - był zachrypnięty i aż podskoczyłem gdy odbił sie echem po kuchni, w której jeszcze przed chwilą panowała cisza, jak makiem zasiał.
- Jest po 9. Co w tym dziwnego?
- Jest weekend.
Nie odezwałem sie, zmierzyłem go za to od stóp aż po czubek głowy. Stał tak przede mną jak go pan bóg stworzył i co dziwniejsze wcale mu to nie przeszkadzało. Czuł sie zupełnie swobodnie. Chyba zauważył moje zmieszanie jego wyglądem.
- Mam nadzieje, że nie przeszkadza ci to, iż lubię chodzić po domu nago. Takie przyzwyczajenie. Nie masz mi tego za złe, prawda?
- Nie... Jasne, że nie...
Uśmiechnął sie jedynie i zaczął grzebać w lodówce. Ja w tym czasie zalałem herbatę, kątem oka spoglądając na dość mocno przyciągającego moją uwagę 'kolegę' Styles'a. To nie tak, że byłem na niego jakoś napalony czy coś. Po prostu niecodziennie w Twojej kuchni stoi nagi bóg seksu, który dzień wcześniej ci obciągał. U mnie przynajmniej to rzadkość. Na moment zapatrzyłem się chyba za bardzo, bo dopiero głos mojego współlokatora sprawił, że wróciłem na ziemię.
- Patrzysz na niego.
- C-co? Nie wiem. o czym bredzisz.
- Nie ściemniaj, podoba ci się.
- Jesteś nienormalny.
Odwrociłem sie tyłem do niego, już po chwili jednak poczułem, jak staje za mną. Zacisnął mocno dłonie po obu stronach moich bioder, jednocześnie ciągnąc mnie ku sobie.
- Jeśli chcesz możesz go wypróbować. Nawet teraz, już, zaraz.
Przełknąłem głośno slinę i odwróciłem sie przodem do niego, przygryzając jednocześnie dolną wargę. Chyba zrozumiał, co miałem na myśli, bo juz po chwili usadowił mnie na kuchennym blacie, przesuwając wcześniej kubek z moją herbatą. Nasze usta chyba automatyczne połączyły się w jedność, nawet nie wiem kiedy. Oplotłem go ramieniem i poczułem jak delikatnie unosi mnie dając mi do zrozumienia, żebym zsunął z siebie bokserki będące teraz moją jedyną częścią garderoby. Posłusznie zrobiłem to i moje pośladki zetknęly sie z zimną powieszchnią blatu. Chwile pózniej za nakazem Harry'ego stałem juz oparty o ten sam blat, wypinając się lekko w jego stronę. Gdy tylko jego penis zaczął delikatnie napierać na moje wejście, znów przygryzłem wargę odchylając lekko głowę w tył. Nie musiałem czekać długo, bo on bez wahania wszedł we mnie z całej siły tak, że aż wydałem z siebie cichy jęk, w którym dało się słyszeć rozkosz z odrobiną bólu. Nim zdążyłem pomyśleć, Harry już posuwał mnie silnymi, równymi pchnięciami. Nie byłem w stanie nie mruczeć przy każdym kolejnym pchnięciu, bo one dosłownie doprowadziły mnie do swojego rodzaju ekstazy. To takie dziwne, bo nagle przestałem myśleć o czymkolwiek i cokolwiek czuć. Liczył sie teraz ten wysoki brunet stojący za mną i jego przyjaciel penetrujący mnie w niezwykły sposób. Jego dłonie wciąż spoczywały na moich biodrach po chwili jednak lewa przeniosła sie na moją głowę i wplątuje we włosy, mocno ciągnąc ku sobie. Ale to nie było coś bolesnego czy nieprzyjemnego. Przez to napaliłem sie jeszcze bardziej i ciche pomruki ustąpiły miejsca dość głośnym jękom. Z przyjemności zacząłem wciskać palce w blat. Jego pchnięcia ani na moment nie zmieniły tempa. Wciąż były powolne ale za to mocne. Chyba dopiero w momencie gdy głośniej wyjęczałem jego imię, postanowił zmienić trochę kierunek działania. Poczułem jak napięra na mnie jeszcze bardziej. lekko pochylajac sie tak, że jego klata przywarła do moich pleców. Zaczął szybko przepychać się we mnie, jakby chciał zrobić sobie wiecej miejsca.
- H... Harry. O Boże ... Harry! A, a, a, a taaak! Taaak, jeszcze trochę... Boże Harry, jeszcze... Jeszcze chwila... Szybciej. Błagam szybciej! A! A! A! A! Aaaaaaaa! Taak. Ja już... Ach, ja zaraz... O Booooże, Harry! Mocniej! Mocniej Harry! Tak! O tak! Taaak!
Czułem z każdą chwilą, że zaraz dojdę bez żadnej jego pomocy. Jego coraz to bardziej nabrzmiały penis dawał mi do zrozumienia, że i on nie potrzebuje już wiele. Wystarczyły trzy, może cztery pchnięcia abyśmy niemal równo doszli z pomrukiem zadowolenia na ustach. Zmęczony opadłem na blat, Harry zaś odsunął sie ode mnie powolnie. Oddychałem znacznie za szybko i zbyt głośno.
- Wow. Wiesz, posuwanie mężczyzny jest nawet fajne. Coś mi mówi że częściej będziemy powtarzać takie akcje. Co ty na to, LouLou?
Nie byłem jednak w stanie nawet odpowiedzieć. Pokiwałem jedynie głową wciąż ciężko dysząc. Nie wiem kiedy Hazz znikł z pomieszczenia. Zmęczony odszukałem swoje bokserki i wsuwając je na siebie udałem się do swojej sypialni. Opadłem na łóżko i do głowy przyszło mi dziwne stwierdzenie, że mieszkanie z Harrym zmieniło moje życie w jakiś jeden wielki film porno. Inaczej nie umiem nazwać tego, co sie działo. Nie wiem nawet, co to było i co nas do tego skłaniało. Może po prostu obaj potrzebowaliśmy trochę 'czułości'? A drugie nie miało nic przeciwko, więc tak oto nawiązała sie ta dziwna relacja miedzy nami. Swoją drogą, nie przeszkadzałoby mi, gdyby nasze wspólne mieszkanie wyglądało tak codziennie. Choć to dziwne sypiać z kimś, kogo się nie ledwo zna. Nie wiem kiedy, ale jakoś tak chyba z wyczerpania udałem się do krainy Morfeusza. Obódził mnie dopiero głos Harry'ego.
- Długo będziesz tak odsypiał nasz poranny numerek? Jest 14, a ja chce zjeść obiad.
- Nie możesz go sobie sam zrobić?
- Zrobiłem! No przecież gdybym czekał na ciebie, to bym chyba umarł z głodu.
- No więc co za problem? Idź jeść.
- Wstawaj leniu! Masz być w kuchni za pięć minut!
- Harry... Jesteś okropny.
- Przecież wiem. No już, już, pedziu. Nie lubię jeść sam.
- Ach więc o to chodzi... A już myślałem, że chcesz, żebym cię nakarmił.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę ubaw po pachy. WSTAWAJ!
Z niechęcią wymalowaną na twarzy zwleklem sie z łóżka i powędrowałem do kuchni. Myszę przyznać, że jeśli chodzi o gotowanie to Harry jest geniuszem. Naprawde gulasz w jego wykonaniu był wyśmienity. Po skończeniu posiłku razem opadliśmy na kanapę, oglądając którąś z powtórek X-factora. W miedzy czasie dowiedziałem się też paru informacji na temat Styles'a. Fakt pierwszy - Harry lubi koty. Lubi też whisky i to ją woli od piwa lub wódki. Jego ulubiony drink to Mojito, a ulubiona piosenka klubowa - tu wymienił mi całą listę i naprawdę nie mam ochoty jej powtarzać. Wiem jednak, że lubi klasyki jak np. The Beatles albo The Ramones. Poza tym obiecałem mu pokazać jakieś kluby w pobliżu, choć dużo tego nie ma.

*Harry*
W uszach dudnił mi dźwięk wydawany przez zegar za każdym razem, gdy przesuwała się wskazówka odmierzająca sekundy. Nie mogłem spać już od dobrych dwóch godzin, a przecież jeszcze niedawno zasypiałem na kanapie i Louis musiał mnie budzić. Teraz jednak mój umysł wariował. Powinienem być na jakiejś imprezie, a nie leżeć grzecznie w łóżku z gejem za ścianą. Odetchnąłem ciężko i spojrzałem na telefon. Wystukałem szybko numer i zacząłem pisać wiadomość. 'Hej LouLou! Co robisz?'. Moment ciszy i wreszcie długo wyczekiwane wibracje 'Zasypiałem, ale ktoś mi przeszkodził!'. 'To dobrze, że nie śpisz, bo ja też nie mogę.' i znów cisza. Mówiłem juz jak bardzo denerwuje mnie ten zegar?! 'Och... I co w związku z tym?' och, ten Lou. Jak on sie o mnie troszczy... Czuć ten sarkazm, prawda? 'No nie wiem... Możesz do mnie przyjść :D' wiem, że sie zgodzi. On nie umie odmówić takiej okazji. 'Nope. Spadaj Harry, śpię !' Że co?! 'Louis! Choooodź tu!' No dalej. Ile można odpisywać głupie 'ok'?! 'Nie i nie pisz do mnie ! Próbuje spać, więc przestań mnie męczyć!'. Super. Ostatnia deska ratunku właśnie sama mnie topi. Ziewnąłen przeciągliwie, ale to wcale nie oznaczało, że zasnąłem. Wręcz przeciwnie - zacząłem wspominać Londyn. Mój wspaniały, idealny Londyn. Jak po tylu latach mieszkania tam rodzice mogli tak nagle sie przeprowadzić? Przecież tam było dobrze. Miałem przyjaciół, dziewczynę... Jak trzeba było to nawet kilka. A tu?! Zadupie zabite dechami. Gdyby nie Louis pewnie zanudziłbym sie na śmierć.
~ ~ ~
Poniedziałek. Nienawidzę poniedziałków. Są takie... poniedziałkowe! Straszne, bo trzeba wstawać rano. Do tego myśl, że to będzie pierwszy dzień w nowej szkole mnie nieco przerażała. Nie to, że się bałem o zaakceptowanie mnie czy coś takiego. Nie, jakoś tym bym się mocno nie przejmował. To świadczyłoby, że jestem dla nich za zajebisty.
Leniwie zwlekłem się z łóżka, aby wybrać sobie coś do ubrania. Sweter czy bluza i t-shirt? Spojrzałem na obydwie propozycje, aż w końcu wybrałem granatowy sweter. Stary, rozciągnięty, ale takie właśnie lubiłem.
Chwyciłem w dłoń jeszcze jeansy oraz czyste bokserki i zaraz udałem się do łazienki. Gdy tylko minąłem próg graniczący z korytarzem, do moich nozdrzy wleciał zapach wanilii i cynamonu. Zaciągnąłem się nim, w duchu rozmyślajac, co pysznego na śniadnaie przygotowuje mi Louis. W sumie miałem ochotę na bzykanko na dzień dobry, ale no tak, ogarnięcie się do szkoły jest ważniejsze. Westchnąłem głośno i zniknąłem w wykafelkowanym pomieszczenia. A może by tak...? Ale nie, to by było przegięcie. Nie mogę przecież sobie walić, myśląc o jego tyłku! Pozbierwałem swoje myśli w całość i zabrałem się za poranną toaletę. Szybki prysznic, ząbki. Ubrany wyszedłem z łazienki, obierając kierunek na kuchnię, dokąd prowadził mnie miły zapach, nasilający się z każdym moim krokiem. Wszedłem do kuchni, gdy Louis kończył smażyć ostatniego naleśnika. Ha! Mówiłem, że robi dla mnie coś pysznego! Jego miętowe rurki tak idealnie eksponowały te kształtne pośladki. Aż chciało się ich dotknąć!
- Hej, kochanie - wpiłem się w jego usta niemal natychmiast, jak chłopak obrócił się w moją stronę. Był nieco zdziwiony, co mogłem wnioskowac po jego wystraszonej minie. Widocznie mnie nie słyszał.
- Kochanie? - spojrzał na mnie jak na idiotę - Myślałem, że będziesz wściekły. W końcu wczoraj książulo nie dostał tego, co chce.
- Przeszło mi - odparłem oschle, rozsiadając się na krześle - Daj mi amu, głodny jestem.
Z łaską postawił przede mną talerz z naleśnikami, obok dżem, nutellę i na końcu podał sztućce.
- Co taki niemrawy? - spytałem po pierwszym kęsie. Posmak cynanomonu i ekstraktu z wanilii. - No Tommo, nieźle ci wyszły. Całkiem smaczne. Skąd wiedziałeś, że uwielbiam cynamon?
- Strzelałem - posłał mi wymuszony uśmiech. Chwilę później zasiadł na przeciwko mnie.
- Mówiłem, przyjdź do mnie, będzie fajnie. A dziś wstałbyś z wielkim uśmiechem na ustach, bo ta noc byłaby gorąca, ale nie, ty wolałeś spać - wywróciłem teatralnie oczami.
- Jesteś jakiś niewyżyty seksualnie?! W ogóle, ty nie jesteś przypadkiem hetero?
- W sumie to chyba bi. Tak, kutaski też są fajne.
- Boże, z kim ja mieszkam - oparł sie czołem o blat stołu.
Denerwowanie go było naprawdę świetną rozrywką. Tak słodko marszczył nosek.
___
Hejo! Tu Giovi, po pierwsze bardzo przepraszamy za takie opóźnienie. Oh God, chyba z miesiac czekaliście na drugi (o ile ktoś czekał xD). Po prostu moja kochana Adu wyjechała i nie miała za bardzo dostępu do neta, a ja nie chciałam pisać bez niej. Ale rozdział już jest. Trochę krótki, ale z czasem będą się one rozkręcać. Następny będzie bardzo... ciekawy. I na pewno będzie szybciej! Także do następnego, potworki! Kochamy Was. :3